O blogu

Witam na blogu rowerowo-podróżniczym. Powstał on z myślą, aby wreszcie w jednym miejscu umieścić relacje i zdjęcia z wyjazdów, w których uczestniczyłem. W tym miejscu będę zamieszczał informacje ze swoich bieżących wycieczek, tych mniejszych i tych większych. Tytuł blogu, umieszczony powyżej nie bez powodu tak brzmi, bo rower to nie tylko rozrywka na niedzielne popołudnia, ale i świetny środek transportu do poznawania nowych miejsc. Świat postrzegany z rowerowego siodełka jest inny niż ten widziany przez szybę samochodu. Aby przekonać się o tym nie trzeba mieć formy zawodowego kolarza, ani drogiego roweru, wystarczy być otwartym i gotowym na przygody.

sobota, 27 lipca 2013

Zakarpaty rulez (Ukraina) - epizod przedostatni


Pojawiło się zdjęcie i relacja z dnia 6-go, bo jesteśmy już w domu. Wczoraj siódmego dnia byliśmy na granicy polskich Bieszczadów, a że do Rzeszowa jest z lekkiej górki, to postanowiliśmy ukręcić ten dystans w jeden dzień. Nie powiem, po wyjeździe czujemy się trochę zmęczeni. W ciągu 7 dni ukręciliśmy całkowity dystans 534 km. Najbardziej dały nam w kość ukraińskie drogi i Ruskie Sedlo. Rowery i sprzęt niedogodności terenowe zniosły świetnie. Wprowadzone modyfikacje przed wyjazdem przyniosły rezultaty bo poza smarowaniem łańcucha, rowery nie wymagały uwagi.
Trzeba przyznać, że prognozy pogody przed wyjazdem nie były optymistyczne, ale finalnie warunki okazały się bardzo dobre. Zmarzłem tylko w pierwszą noc pod Starym Samborem bo podwiewało namiot i temperatura spadła do +5°C. W tym miejscu należą się podziękowania dla lubelskiego druha Przemka za wiarygodne raporty pogodowe - dzięki :).

To był pierwszy wyjazd, w którym nie przejadłem się słodkim. Całość wyjazdu zamknęliśmy w 3 L Coli, 5 batonikach i 0,5 kilogramie ukraińskich krówek. Power'a tak naprawdę dostarczało nam gotowane żarcie, a to przyrządzaliśmy sami niemal codziennie. Kuchenka w tym czasie spaliła 500 ml benzyny ekstrakcyjnej. Z uzupełnieniem paliwa nie byłoby problemu bo stacji benzynowych na Ukrainie nie brakuje, choć ceny paliw wyrównują się powoli. Za litrę benzyny zapłacilibyśmy 4,38 zł (10,70 UAH).

Ukraina się zmienia i to powoli widać. Po Euro 2012 ceny poszybowały do góry i to daje się odczuć, zwłaszcza tej biedniejszej części społeczeństwa. Prywatne sklepy w większych miastach działają i to nawet z klimatyzacją. Jak Sabina zauważyła, państwowe sklepiki działają na wioskach i jedną nogą są jeszcze w komunizmie- nikt nie przywiązuje wagi do jakości towarów i estetyki. Ukraina idzie do przodu, ale przed Nią jeszcze dużo ciężkiej i wytężonej pracy. Jednego czego mogę im zazdrościć to widoków i dzikich terenów. Przez całą drogę spotkaliśmy może z 4 hotele i kilka restauracji. Tam gdzie jest największy przyrodniczy potencjał, o turystyce nikt nie myśli. To na pewno zmieni się w przyszłości, dlatego jeśli chcesz zobaczyć dzikie Bieszczady Wschodnie - jedź na ukraińskie Zakarpacie.

Przed wyjazdem Sabina testowała środek przeciwko kleszczom i komarom. Nie mamy z tego żadnych profitów, ani nie jesteśmy testerami :D, ale śmiało możemy polecić niebieski Bros w spray'u. Efekt jest taki, że po raz pierwszy nie czujemy się pogryzieni przez komary i nie ukąsił nas ani jeden kleszcz. 

  Kilka statystyk z wyjazdu:
- liczba dni wyprawy -> 7
- noclegi pod dachem -> 0 
- ilość dziur w ukraińskich drogach -> ... po 10000 zgubiliśmy się ;)
- przebite dętki -> 0
- liczba spotkanych ekip rowerowych -> 4
- kwota wręczonych łapówek -> 0
- ilość zgubionych rzeczy -> 1 (rękawiczka)

P.S. Posty wysłane z komórki zostaną poprawione w najbliższym czasie. Niestety miałem spore problemy z wysyłaniem MMS'ów i zamieszczane wiadomości miały duże opóźnienie. Dziękuje Wszystkim za sms'y jakie otrzymaliśmy po drodze i wsparcie duchowe :). 

Poniżej zrzut z loggera GPS, szukanie dróg i wracanie się usunąłem


Zdjęć jest trochę i muszę się przez nie przekopać. Krótka fotorelacja pojawi się w następnym poście, a narazie mały zalążek fotografii.





 

czwartek, 25 lipca 2013

Zakarapaty rulez (Ukraina) - Dzień 6

Szóstego dnia (czwartek) obudziliśmy się na słowackiej wsi Ladomirov. Okłady z kwaśnej wody na skręconą kostkę Sabiny przyniosły rezultaty. Stopa zrobiła się fioletowa i nie jest już taka "rozsadzona". Dobrze, że mamy stabilizator, to kostka jest pewnie trzymana i nie buntuje się przy pedałowaniu.
Ukraina dała nam trochę w kość, dlatego jak wpadliśmy do marketu w słowackim Stackinie, to zachowywaliśmy się jak wygłodniałe dzieci. W końcu zjedliśmy śniadanie jak należy: bułeczki, szyneczka, serek, pomidorek, całość dopełnił jogurcik. Posileni, popędziliśmy wzdłuż zamkniętego Jeziora Starina na przejście graniczne z Polską. Droga przebiega przez Park Narodowy Połoniny, wijąc się przez wysiedlone wsie. Nie powiem tereny urocze, ale do ukraińskich widoków im daleko. Przejście graniczne z Polską jest na Ruskim Sedlu (801 m n.p.m.). Podjazd od Słowacji to makabra, wiadomo że pod górkę to musi być, ale kamienie i wertepy skutecznie utrudniają jazdę. Przed 16.00 dotarliśmy do Polski. Nasi na Ruskie Sedlo poprowadzili asfalt, więc zjazd w dół, do Cisnej był przyjemnością. Po zobaczeniu fragmentu Bieszczadów ukraińskich, słowackich i polskich, śmiało mogę stwierdzić że nasze są najbardziej zagospodarowane i "sturystykowane". W Cisnej wiadomo: parasolki, noclegi, knajpki, pamiątki itd. Zrobiliśmy zakupy i czym prędzej uciekliśmy od tego zgiełku. W Mchawie, pod Baligrodem zjedliśmy pierwszy pełny posiłek na tej wyprawie: smażony pstrąg, frytki, surówka z białej kapusty i kiszony ogórek. Po takim posiłku udaliśmy się na spoczynek pod Hoczewem.

Zakarpaty rulez (Ukraina) - Dzień 5


Czwartego dnia (wtorek) postawiliśmy sobie za cel Połoninę Równą. Nazwano ją tak nie bez powodu, bo rzeczywiście jest równa i jej ogrom góruje nad horyzontem. Miejscowość Turi Remety potraktowaliśmy jako bazę wypadowa, czyli zaopatrzenie w dwa chleby, 5 butelek wody, 2 pasztety i rybki w niezardzewiałej puszce. Sprzedawcy w takich miejscach dyktują warunki sprzedaży, czyli można zobaczyć powyłączane lodówki, żółty ser z zielonymi plamami i duży słoik Nutelli za 26 zł - milusio. Dociążeni zapasami wzięliśmy się za podjazd na połoninę. Najpierw był asfalt, potem kamień na którym Sabina lekko skręciła kostkę i w końcowym odcinku betonowe płyty. Wysokościowo to dziwnie wygląda bo na odcinku 16 km różnica poziomów zmienia się z 285 m n.p.m. do 1489 m n.p.m. Zaczęliśmy podjeżdżać po południu i zmęczeni wieczorem dotarliśmy powyżej lasu. Do szczytu trochę zabrakło. Spaliśmy na półce skalnej z imponującym widokiem, ale to była bardzo wietrzna noc. Wiatr targał namiotem na wszystkie strony. Wyszedłem o północy poprawić rowery i przewiało mnie na wylot. Nie pamiętam kiedy ostatni raz tak mną siekały dreszcze. O 4,00 rano ciężarówki pełne ludzi wjechały na połoninę. Zaczął się dzień pracy, czyli zbieranie jagód przy pomocy specjalnych przyrządów. Po 11.00 wjechaliśmy na szczyt połoniny. Popatrzyliśmy na instalacje tutejszej bazy wojskowej i zaczęliśmy zjeżdżać po tej samej drodze w dół. Dopiero wtedy zdaliśmy sobie sprawę na jaką górę wjechaliśmy. Rower błyskawicznie nabiera prędkości tłukąc się na płytach. Hamulce grzały się nie przeciętnie, rawki były gorące, a moja tarczówka z tyłu zaczęła śmierdzieć i zmieniła kolor od temperatury. Postoje były nieuniknione. Po drodze mijaliśmy zbieraczy jagód. Byli wśród nich młodzi i starzy. Patrzyli na nas z uśmiechem, że my na połoninie na rowerach, a oni wjechali tu Ziłem lub Uazem. Swoją drogą te "maszyny" nie mają tutaj sobie równych. Przedzierają się niewzruszone przez lasy i rzeki. Prostota konstrukcji sprawia że i z naprawą nie ma problemów. Turystyka w tym rejonie Zakarpacia słabiutko działa. Jak ktoś lubi dzikość i brak komercji, to tu to znajdzie. Rozbudowanie bazy noclegowej i wytyczenie szlaków, z pewnością ściągnęłoby więcej turystów i ożywiłoby region. W tutejszych warunkach drzemie olbrzymi potencjał tylko trzeba tym pokierować. Po zjechaniu z Połoniny Równej polecieliśmy na przejście graniczne w słowackiej Ubli. Tym razem wszystkie leki upchnąłem na dnie sakwy, żeby nie było głupich tłumaczeń jak w Medyce. Było luzacko, ukraińscy pogranicznicy zapytali czy nie mamy broni i narkotyków, a Słowacy pomacali tylko sakwy i tyle było kontroli. 15 minut i byliśmy na Słowacji. Asfalt tu jest tak gładki, że aż głupio jechać. Pojawiły sie tez sarny i lisy. Na Ukrainie nie widzieliśmy jakiejkolwiek leśnej zwierzyny. Określenie że odłowili wszystko, co można było odłowić jest najbardziej prawdziwe. Pozdrawiamy ze Słowacji.

Zakarpaty rulez (Ukraina) - Dzień 3

Pierwszą noc spędziliśmy na wzgórzu z bajecznymi widokami w każdą stronę. W niedziele drugiego dnia kręciliśmy na Przełęcz Użocka (899 m n.p.m.). Pogoda była dziwna bo z jednej strony opalało nas słońce, a z drugiej wiał zimny wiatr i temperatura nie przekraczała 20 stopni. Od początku niedzieli pięliśmy się do góry, a wraz z nami urokliwa linia kolejowa Lwów-Sianki. System wykonanych wiaduktów robi wrażenie, ale na całej trasie największy efekt robią widoki. Momentami człowiek zastanawia się, w którą stronę ma patrzeć. Tam polskie Bieszczady, tam miniaturowe pastwiska, a jeszcze gdzie indziej Gorgany. Im dalej na południe tym mniejsza konkurencja sklepowa i gorsze zaopatrzenie "magazinów"... z wysokimi cenami. Ceny mogą zaskakiwać: 8 plasterków polskiego sera 4 zł, czekolada 4 zł, Przysmak Świętokrzyski 4 zł, Jogurt 3,20 zł, alkohol ten ukraiński tez poszedł do góry. Chciałem kupić rybę w puszce w prowincjonalnym sklepie. Zrezygnowałem jak zobaczyłem zardzewiałe puszki na półkach. Ludziom tutaj kompletnie się nie przelewa, dlatego nie dziwi to że spora większość zajmuje się wypasem bydła. Żeby nie było tak źle to pieczywo i makarony są w przyzwoitych cenach i moim zdaniem są smaczniejsze niż w Polsce. Drugą noc spędziliśmy za przełęczą Użocką. 
Dzisiejszego dnia znowu zostaliśmy dosłownie zasypani mnóstwem świetnych widoków. Najpierw wjechaliśmy po szutrze na wielka górę, a później zjechaliśmy w pionie 400 metrów niżej, gdzie spotykaliśmy trzech starszych rozentuzjazmowanych Czechów w UAZie. 
Jutro atakujemy Połoninę Równa. O kiepskich drogach nie będę już pisał bo do tego trzeba przywyknąć. Spokojnej nocy.
Wiadomość wysłana ze sporym opóźnieniem, spowodowanym ograniczeniem sieci.

Zakarpaty rulez (Ukraina) - Dzień 1

Czasami zachowuje sie jak sierota bo pobładziłem już w Medyce i żeby trafić na granice musiałem użyć GPSa w komórce :D. Na granicy byliśmy po 10,00 i było bez kolejek, ale pierwszy raz Ukraińcy zrobili mi na tym przejściu lekką "przepyre"- nic na szczęście nie znaleźli, no może poza tabletkami na gardło, które wzbudziły ich podejrzenia. 

Na głównej drodze do Lwowa nie ma już dziur i progów zwalniających. Jest tylko gładki asfalt, ułożony pewnie na Euro 2012. W Mościskach skręciliśmy w prawo i już tak miło nie było. Momentami dziura na dziurze, dziurą pogania. Każdy omija jak może, jak trzeba to i pod prąd jadą, albo poboczem. Jak trafi się lepszy odcinek drogi to maszin też nie oszczędzają, tylko cisną ile fabryka dała. 
Na koniec dzisiejszego dnia spostrzeżenie- Ukraina w ciągu dwóch lat od mojej ostatniej wyzyty zmieniła się. Wszystko powoli się poprawia i rozwija. Widać to choćby po ilości nowych sklepów spożywczych i ich wyposażeniu. W niczym nie ustępują tym zachodnioeuropejskim. Ten kraj zdecydowanie zbliżył sie jeszcze bardziej do Europy. Daje się to zauważyć i w kulturze kierowców względem siebie. Mam nadzieje, że na drodze zmian i ewolucji nasi wschodni sąsiedzi nie pogubią się i nie uwiążą bezsensownymi przepisami. Co moge napisać: Cieszy mnie widok BeMki z wygietymi sklejkami na dachu. Nie byłoby w tym niczego dziwnego, gdyby nie fakt że ładunek był tak długi, że sięgał od krawędzi maski po krawędz bagażnika, zasłaniając kierowcy fragment szyby. Niech te i inne smaczki pozostaną tu żywe.
Dobranoc, pozdrawiamy spod Starego Samboru.
Wiadomość wysłana ze sporym opóźnieniem, spowodowanym ograniczeniami sieci

piątek, 19 lipca 2013

Zakarpaty rulez (Ukraina)- prolog


Ledwo skleciłem galerie zdjęć z polskich Bieszczadów i znowu pakuje graty na następną eskapadę po Karpatach. Tym razem stawiam na ukraińskie Zakarpacie w okolicach Połoniny Równej. Wiem, że byłem tam przed dwoma laty, ale to miejsce przyciąga jak magnez i chce się do niego wracać. Ktoś zapyta, co jest takiego ciekawego w tym regionie??. Ano jest to, że pojęcie masowej turystyki tam nie istnieje. Nie zobaczymy budek z chińskimi pamiątkami i tabliczek "noclegi". Tłumów turystów też tam raczej nie spotkamy. Znajdziemy za to zapuszczone szlaki i Europe w egzotycznym wydaniu, wolną od uporządkowania i wszechobecnych przepisów. Ukraina może działa na wariackich papierach, społeczeństwu się nie przelewa, ale tamtejsi ludzie nie zatracili swojej szczerości i otwartości.
Za wschodnią granicę nie wybieram się sam i tak jak w majowej podróży, wyruszam z Sabiną. Start zaplanowany jest na sobotę 20 lipca 2013. Do Przemyśla dojeżdżamy koleją i stamtąd kręcimy korbą na Ukrainę. Mamy tydzień urlopu, więc najpóźniej 28 lipca musimy być ponownie w Rzeszowie. Po ostatniej podróży nasze rowery przeszły pewne modyfikacje, ale tym razem nie będę ich wychwalać, że są dobre.
Obiecałem sobie, że zejdę z wagą sakw poniżej 25 kg. Miałem już szczoteczkę do zębów przycinać i inne graty, ale darowałem sobie. Ostatecznie waga pakunku stanęła na 28,5 kg, czyli tak jak zawsze :D.
Powodzenie tej podróży i tak będzie zależeć od naszej kondycji i pogody. I tego nam życzcie :).

P.S. Z uwagi na dostępności Wi-Fi i ceny w roamingu, wpisów wysyłanych z UA miało nie być... miało nie być, ale kolega na MRXie pojechał mi, że doładuje mi konto jak mnie nie stać na pakiet danych. Informuje, że telefonu doładowywać mi nie trzeba- mam jeszcze 0,58 zł na koncie ;). Obiecuje, że postaramy się o wpis z drogi, a co wyjdzie to życie i zasięg pokaże. Do usłyszenia :)

czwartek, 4 lipca 2013

W krainie misia (Bieszczady) - epilog


Musze przyznać, że najczęściej pisanie relacji idzie mi o wiele trudniej niż zrobienie galerii zdjęć z wyjazdu. Pewnie wynika to z tego, że nigdy nie byłem dobry z polskiego :D. Tym razem sytuacja nieco się odwróciła i zrobienie fotorelacji zajęło mi 2 miesiące. Nie będę się usprawiedliwiał że miałem "to" czy " tamto", tylko po prostu zaproszę do obejrzenia zdjęć. Następnym razem postaram się poprawić ;)

Link do galerii -> W krainie misia (Bieszczady) 2013

Pozdrawiam