O blogu
Witam na blogu rowerowo-podróżniczym. Powstał on z myślą, aby wreszcie w jednym miejscu umieścić relacje i zdjęcia z wyjazdów, w których uczestniczyłem. W tym miejscu będę zamieszczał informacje ze swoich bieżących wycieczek, tych mniejszych i tych większych. Tytuł blogu, umieszczony powyżej nie bez powodu tak brzmi, bo rower to nie tylko rozrywka na niedzielne popołudnia, ale i świetny środek transportu do poznawania nowych miejsc. Świat postrzegany z rowerowego siodełka jest inny niż ten widziany przez szybę samochodu. Aby przekonać się o tym nie trzeba mieć formy zawodowego kolarza, ani drogiego roweru, wystarczy być otwartym i gotowym na przygody.
środa, 29 czerwca 2016
R jak Romania - (prolog)
Powyższe zdjęcie zostało zrobione gdzieś na południu Rumunii przez moich druhów. Minęło prawie 7-lat od tamtego momentu i Sabinka wpadła na pomysł, że tegoroczne wakacje spędzimy właśnie w tym kraju. Nie protestowałem, bo to jest świetna koncepcja. Plan jest taki, że będziemy tam jeździć na rowerach, albo jak to w naszym stylu bywa - pchać je pod górę. A będzie gdzie bo udajemy się w centralną część kraju, poeksplorować Karpaty. Narazie dokładnie nie wiemy jak tam dotrzemy. Pierwszą opcją był autokar z Polski przez Bratysławę (22 godziny jazdy, 700 zł za bilety w jedną stronę). Prawię wzięliśmy ten transport, ale pani na infolinii powiedziała, że rowery muszą być spakowane i istnieje prawdopodobieństwo, że autokar nie weźmie nas z Rzeszowa tylko we własnym zakresie będziemy musieli dotrzeć do Krakowa na 5.00 rano. Podziękowaliśmy i jedziemy naszym 21-letniem, 3-dzwiowym golfem. Po wymontowaniu tylnych siedzeń zrobiło się dużo miejsca i rowery nie będą już nam wisieć nam głową. Jedziemy autem na Węgry, do Rumunii wjeżdżamy już na rowerach. W Oradei łapiemy autobus, albo pociąg i podjeżdżamy w centralną część kraju. Narazie wiadomo tyle, że przewoźnik autobusowy się nie odezwał, a przewożenie rowerów w rumuńskich pociągach podobno bywa kłopotliwe- sprawdzimy to w praktyce. Jesteśmy w miarę ogarnięci do tej podróży, choć jak to bywa, różnie bywa - Sabinie powoli wyłażą nici z tylnej opony, a mnie od 2 tygodni pobolewa kolano. Nasze auto też ma swoje bolączki. Jest trochę pogryzione przez "rudą" i zawsze coś może się urwać albo pęknąć. Na tą okazję zaopatrzyliśmy się w dodatkowe trytytki.
Podróżowane po Unii Europejskiej jest niby proste, ale jak przychodzi do organizacji wyjadu to nagle okazuje się, że mamy nieaktualny dowód rejestracyjny i prawo jazdy w dwóch kawałkach. Z polską policją temat do przeskoczenia, z węgierską może być ciężko. Dlatego bez zbędnego ryzyka, po prostu wymieniliśmy papiery. Dobra już się nie przejmuje co może pójść źle, albo kiedy dotrzemy do Sibiu. O 20.00 ruszamy z Rzeszowa. Jak internet po drodze wyrobi to relacje wrzucimy z drogi.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz