Dzisiaj, tak jak było prognozowane, żar polał się z nieba. Makabra, +32,5ºC w cieniu. Pomimo wypicia 8 litrów płynów na naszą dwójkę to i tak było ciężko. Ciepełko zabijało, ale dobrze że mieliśmy czapeczki na głowach, to nie ugotowaliśmy się. Faktycznie jak jest upał to człowiek jest trochę nieprzytomny, nawet kadrów do zdjęcia nie chce się szukać. Trasa dzisiaj nie była jakaś wymagająca bo od południa zjeżdżaliśmy przez 20 km do Jeziora Orawskiego. Liczyliśmy na schłodzenie, ale pomimo zbiornik jest duży to nie powala. Woda w nim jakościowo jest średnia i jak trafiła się jakaś plaża to trzeba było bulić za wstęp. Woleliśmy spędzić ten czas pod jakimś drzewem. A przerw to trochę dziś mieliśmy. Raczyliśmy się podczas nich "mineralną", gorącą herbatą i drzemką. Co do Słowacji, to kierowcy rzeczywiście uważają na rowerzystów w miastach, w ogóle to na wszystko uważają między budynkami. Poza obszarem zabudowanym już tak kolorowo nie ma i wygląda to trochę na wolną amerykanką, czyli wyprzedzają jak popadnie i dociskają gazu gdzie się da. Idzie się przyzwyczaić. Jutro jeszcze bardziej zbliżymy się do Tatr i miejmy nadzieję, że będzie ciut chłodniej.
P.S. To niesamowite jaką radość sprawia rzeka płynąca nieopodal namiotu. Normalnie człowiek nie jest w stanie docenić jej walorów i nie chodzi bynajmniej tylko o to, że można uprać w niej przepocone majtki. Pozdrawiamy
P.S. To niesamowite jaką radość sprawia rzeka płynąca nieopodal namiotu. Normalnie człowiek nie jest w stanie docenić jej walorów i nie chodzi bynajmniej tylko o to, że można uprać w niej przepocone majtki. Pozdrawiamy
Super artykuł. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńJestem pod wrażeniem. Bardzo fajny wpis.
OdpowiedzUsuń