O blogu

Witam na blogu rowerowo-podróżniczym. Powstał on z myślą, aby wreszcie w jednym miejscu umieścić relacje i zdjęcia z wyjazdów, w których uczestniczyłem. W tym miejscu będę zamieszczał informacje ze swoich bieżących wycieczek, tych mniejszych i tych większych. Tytuł blogu, umieszczony powyżej nie bez powodu tak brzmi, bo rower to nie tylko rozrywka na niedzielne popołudnia, ale i świetny środek transportu do poznawania nowych miejsc. Świat postrzegany z rowerowego siodełka jest inny niż ten widziany przez szybę samochodu. Aby przekonać się o tym nie trzeba mieć formy zawodowego kolarza, ani drogiego roweru, wystarczy być otwartym i gotowym na przygody.

wtorek, 14 lipca 2015

Kaszkiet Team i słowackie Tatry - (epizod przedostatni)

W niedzielną noc padało jak spaliśmy pod dachem. W poniedziałek rano spakowaliśmy sakwy i kierowaliśmy się na północ w kierunku Piwnicznej Zdroju. Mijaliśmy Tatry i widzieliśmy jak leje nad nimi deszcz. Kręciliśmy korbą jeszcze mocniej, żeby uciec przed opadami. Po 12.00 zdaliśmy sobie sprawę, że mamy niezłe tempo i spokojnie możemy spróbować wrócić do domu w jeden dzień. To pewnie przez tą Kofolę. Nie wiemy co oni do niej dodają, ale o 14,00 dotarliśmy do stacji PKP Piwniczna, pokonując dystans 75 km. Wsiedliśmy w dwa pociągi i jesteśmy w domu. Gdybyśmy mieli podsumować Słowację to co byśmy napisali ?.
Przede wszystkim to, że jest tutaj dobra siatka dróg, ale te drogi są podniszczone. Po ulicach jeździ cała masa skód i audi. I nie są to jakieś rzęchy, tylko w większości młode roczniki. W kwestii miast, to widać na Słowacji jeszcze wielką płytę i niektóre budowle pachną komunizmem. Brakuje takiego odświeżenia jakie miało miejsce w Polsce, za unijną kasę. Apropo kasy, niestety euro zabiło trochę turystykę. Ceny poszybowały do góry i wszyscy to odczuli. Słowacy mówią, że jak była korona to oni ten pieniądz czuli w ręce. Jak jest euro, to te pieniądze bardzo szybko im się rozchodzą. Nadzieją są dyskonty czy inne Teska. Widok ludzi wynoszących całe reklamówki batoników ze sklepów nie jest niczym wyjątkowym.
Na Słowacji jest obowiązek jazdy w kasku poza obszarem zabudowanym. Policja mijała nas nie raz i potwierdzamy, że jest to martwy przepis. Żaden policjant się nie odezwał, a słowaccy rowerzyści tak jak polscy jeżdżą jak chcą.
P.S. Sprzęt nam wytrzymał, przechadzana śrubka od bagażnika dojechała. Na następny raz konieczne będą modyfikacje w sprzęcie. Ostatni wniosek z wycieczki jest taki, że pierwszy raz zrezygnowałem z butów trekkingowych do chodzenia po górkach. To był błąd i teraz już wiem, że w adidaskach to można po Krupówkach chodzić, a nie po wyżynach i dolinach.

Poniżej kilka zdjęć z wyjazdu i mapka rowerowej trasy zrzucona z logger. Błądzenie i plątanie się po miastach usunęliśmy dla przejrzystości zapisu. Pełna galeria z wyjazdu pojawi się w przyszłości.








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz