Szóstego dnia (czwartek) obudziliśmy się na słowackiej wsi Ladomirov. Okłady z kwaśnej wody na skręconą kostkę Sabiny przyniosły rezultaty. Stopa zrobiła się fioletowa i nie jest już taka "rozsadzona". Dobrze, że mamy stabilizator, to kostka jest pewnie trzymana i nie buntuje się przy pedałowaniu.
Ukraina dała nam trochę w kość, dlatego jak wpadliśmy do marketu w słowackim Stackinie, to zachowywaliśmy się jak wygłodniałe dzieci. W końcu zjedliśmy śniadanie jak należy: bułeczki, szyneczka, serek, pomidorek, całość dopełnił jogurcik. Posileni, popędziliśmy wzdłuż zamkniętego Jeziora Starina na przejście graniczne z Polską. Droga przebiega przez Park Narodowy Połoniny, wijąc się przez wysiedlone wsie. Nie powiem tereny urocze, ale do ukraińskich widoków im daleko. Przejście graniczne z Polską jest na Ruskim Sedlu (801 m n.p.m.). Podjazd od Słowacji to makabra, wiadomo że pod górkę to musi być, ale kamienie i wertepy skutecznie utrudniają jazdę. Przed 16.00 dotarliśmy do Polski. Nasi na Ruskie Sedlo poprowadzili asfalt, więc zjazd w dół, do Cisnej był przyjemnością. Po zobaczeniu fragmentu Bieszczadów ukraińskich, słowackich i polskich, śmiało mogę stwierdzić że nasze są najbardziej zagospodarowane i "sturystykowane". W Cisnej wiadomo: parasolki, noclegi, knajpki, pamiątki itd. Zrobiliśmy zakupy i czym prędzej uciekliśmy od tego zgiełku. W Mchawie, pod Baligrodem zjedliśmy pierwszy pełny posiłek na tej wyprawie: smażony pstrąg, frytki, surówka z białej kapusty i kiszony ogórek. Po takim posiłku udaliśmy się na spoczynek pod Hoczewem.
O blogu
Witam na blogu rowerowo-podróżniczym. Powstał on z myślą, aby wreszcie w jednym miejscu umieścić relacje i zdjęcia z wyjazdów, w których uczestniczyłem. W tym miejscu będę zamieszczał informacje ze swoich bieżących wycieczek, tych mniejszych i tych większych. Tytuł blogu, umieszczony powyżej nie bez powodu tak brzmi, bo rower to nie tylko rozrywka na niedzielne popołudnia, ale i świetny środek transportu do poznawania nowych miejsc. Świat postrzegany z rowerowego siodełka jest inny niż ten widziany przez szybę samochodu. Aby przekonać się o tym nie trzeba mieć formy zawodowego kolarza, ani drogiego roweru, wystarczy być otwartym i gotowym na przygody.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz