Czwartego dnia (wtorek) postawiliśmy sobie za cel Połoninę
Równą. Nazwano ją tak nie bez powodu, bo rzeczywiście jest równa i jej ogrom
góruje nad horyzontem. Miejscowość Turi Remety potraktowaliśmy jako bazę
wypadowa, czyli zaopatrzenie w dwa chleby, 5 butelek wody, 2 pasztety i rybki w
niezardzewiałej puszce. Sprzedawcy w takich miejscach dyktują warunki
sprzedaży, czyli można zobaczyć powyłączane lodówki, żółty ser z zielonymi
plamami i duży słoik Nutelli za 26 zł - milusio. Dociążeni zapasami wzięliśmy
się za podjazd na połoninę. Najpierw był asfalt, potem kamień na którym Sabina
lekko skręciła kostkę i w końcowym odcinku betonowe płyty. Wysokościowo to
dziwnie wygląda bo na odcinku 16
km różnica poziomów zmienia się z 285 m n.p.m. do 1489 m n.p.m. Zaczęliśmy podjeżdżać
po południu i zmęczeni wieczorem dotarliśmy powyżej lasu. Do szczytu trochę
zabrakło. Spaliśmy na półce skalnej z imponującym widokiem, ale to była bardzo
wietrzna noc. Wiatr targał namiotem na wszystkie strony. Wyszedłem o północy
poprawić rowery i przewiało mnie na wylot. Nie pamiętam kiedy ostatni raz tak
mną siekały dreszcze. O 4,00 rano ciężarówki pełne ludzi wjechały na połoninę.
Zaczął się dzień pracy, czyli zbieranie jagód przy pomocy specjalnych
przyrządów. Po 11.00 wjechaliśmy na szczyt połoniny. Popatrzyliśmy na
instalacje tutejszej bazy wojskowej i zaczęliśmy zjeżdżać po tej samej drodze w
dół. Dopiero wtedy zdaliśmy sobie sprawę na jaką górę wjechaliśmy. Rower
błyskawicznie nabiera prędkości tłukąc się na płytach. Hamulce grzały się nie
przeciętnie, rawki były gorące, a moja tarczówka z tyłu zaczęła śmierdzieć i
zmieniła kolor od temperatury. Postoje były nieuniknione. Po drodze mijaliśmy
zbieraczy jagód. Byli wśród nich młodzi i starzy. Patrzyli na nas z uśmiechem,
że my na połoninie na rowerach, a oni wjechali tu Ziłem lub Uazem. Swoją drogą
te "maszyny" nie mają tutaj sobie równych. Przedzierają się
niewzruszone przez lasy i rzeki. Prostota konstrukcji sprawia że i z naprawą
nie ma problemów. Turystyka w tym rejonie Zakarpacia słabiutko działa. Jak ktoś
lubi dzikość i brak komercji, to tu to znajdzie. Rozbudowanie bazy noclegowej i
wytyczenie szlaków, z pewnością ściągnęłoby więcej turystów i ożywiłoby region.
W tutejszych warunkach drzemie olbrzymi potencjał tylko trzeba tym pokierować. Po
zjechaniu z Połoniny Równej polecieliśmy na przejście graniczne w słowackiej
Ubli. Tym razem wszystkie leki upchnąłem na dnie sakwy, żeby nie było głupich tłumaczeń jak w Medyce. Było luzacko, ukraińscy pogranicznicy zapytali czy nie
mamy broni i narkotyków, a Słowacy pomacali tylko sakwy i tyle było kontroli.
15 minut i byliśmy na Słowacji. Asfalt tu jest tak gładki, że aż głupio jechać.
Pojawiły sie tez sarny i lisy. Na Ukrainie nie widzieliśmy jakiejkolwiek
leśnej zwierzyny. Określenie że odłowili wszystko, co można było odłowić jest
najbardziej prawdziwe. Pozdrawiamy ze Słowacji.
O blogu
Witam na blogu rowerowo-podróżniczym. Powstał on z myślą, aby wreszcie w jednym miejscu umieścić relacje i zdjęcia z wyjazdów, w których uczestniczyłem. W tym miejscu będę zamieszczał informacje ze swoich bieżących wycieczek, tych mniejszych i tych większych. Tytuł blogu, umieszczony powyżej nie bez powodu tak brzmi, bo rower to nie tylko rozrywka na niedzielne popołudnia, ale i świetny środek transportu do poznawania nowych miejsc. Świat postrzegany z rowerowego siodełka jest inny niż ten widziany przez szybę samochodu. Aby przekonać się o tym nie trzeba mieć formy zawodowego kolarza, ani drogiego roweru, wystarczy być otwartym i gotowym na przygody.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz