O blogu

Witam na blogu rowerowo-podróżniczym. Powstał on z myślą, aby wreszcie w jednym miejscu umieścić relacje i zdjęcia z wyjazdów, w których uczestniczyłem. W tym miejscu będę zamieszczał informacje ze swoich bieżących wycieczek, tych mniejszych i tych większych. Tytuł blogu, umieszczony powyżej nie bez powodu tak brzmi, bo rower to nie tylko rozrywka na niedzielne popołudnia, ale i świetny środek transportu do poznawania nowych miejsc. Świat postrzegany z rowerowego siodełka jest inny niż ten widziany przez szybę samochodu. Aby przekonać się o tym nie trzeba mieć formy zawodowego kolarza, ani drogiego roweru, wystarczy być otwartym i gotowym na przygody.

czwartek, 25 lipca 2013

Zakarpaty rulez (Ukraina) - Dzień 5


Czwartego dnia (wtorek) postawiliśmy sobie za cel Połoninę Równą. Nazwano ją tak nie bez powodu, bo rzeczywiście jest równa i jej ogrom góruje nad horyzontem. Miejscowość Turi Remety potraktowaliśmy jako bazę wypadowa, czyli zaopatrzenie w dwa chleby, 5 butelek wody, 2 pasztety i rybki w niezardzewiałej puszce. Sprzedawcy w takich miejscach dyktują warunki sprzedaży, czyli można zobaczyć powyłączane lodówki, żółty ser z zielonymi plamami i duży słoik Nutelli za 26 zł - milusio. Dociążeni zapasami wzięliśmy się za podjazd na połoninę. Najpierw był asfalt, potem kamień na którym Sabina lekko skręciła kostkę i w końcowym odcinku betonowe płyty. Wysokościowo to dziwnie wygląda bo na odcinku 16 km różnica poziomów zmienia się z 285 m n.p.m. do 1489 m n.p.m. Zaczęliśmy podjeżdżać po południu i zmęczeni wieczorem dotarliśmy powyżej lasu. Do szczytu trochę zabrakło. Spaliśmy na półce skalnej z imponującym widokiem, ale to była bardzo wietrzna noc. Wiatr targał namiotem na wszystkie strony. Wyszedłem o północy poprawić rowery i przewiało mnie na wylot. Nie pamiętam kiedy ostatni raz tak mną siekały dreszcze. O 4,00 rano ciężarówki pełne ludzi wjechały na połoninę. Zaczął się dzień pracy, czyli zbieranie jagód przy pomocy specjalnych przyrządów. Po 11.00 wjechaliśmy na szczyt połoniny. Popatrzyliśmy na instalacje tutejszej bazy wojskowej i zaczęliśmy zjeżdżać po tej samej drodze w dół. Dopiero wtedy zdaliśmy sobie sprawę na jaką górę wjechaliśmy. Rower błyskawicznie nabiera prędkości tłukąc się na płytach. Hamulce grzały się nie przeciętnie, rawki były gorące, a moja tarczówka z tyłu zaczęła śmierdzieć i zmieniła kolor od temperatury. Postoje były nieuniknione. Po drodze mijaliśmy zbieraczy jagód. Byli wśród nich młodzi i starzy. Patrzyli na nas z uśmiechem, że my na połoninie na rowerach, a oni wjechali tu Ziłem lub Uazem. Swoją drogą te "maszyny" nie mają tutaj sobie równych. Przedzierają się niewzruszone przez lasy i rzeki. Prostota konstrukcji sprawia że i z naprawą nie ma problemów. Turystyka w tym rejonie Zakarpacia słabiutko działa. Jak ktoś lubi dzikość i brak komercji, to tu to znajdzie. Rozbudowanie bazy noclegowej i wytyczenie szlaków, z pewnością ściągnęłoby więcej turystów i ożywiłoby region. W tutejszych warunkach drzemie olbrzymi potencjał tylko trzeba tym pokierować. Po zjechaniu z Połoniny Równej polecieliśmy na przejście graniczne w słowackiej Ubli. Tym razem wszystkie leki upchnąłem na dnie sakwy, żeby nie było głupich tłumaczeń jak w Medyce. Było luzacko, ukraińscy pogranicznicy zapytali czy nie mamy broni i narkotyków, a Słowacy pomacali tylko sakwy i tyle było kontroli. 15 minut i byliśmy na Słowacji. Asfalt tu jest tak gładki, że aż głupio jechać. Pojawiły sie tez sarny i lisy. Na Ukrainie nie widzieliśmy jakiejkolwiek leśnej zwierzyny. Określenie że odłowili wszystko, co można było odłowić jest najbardziej prawdziwe. Pozdrawiamy ze Słowacji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz