O blogu

Witam na blogu rowerowo-podróżniczym. Powstał on z myślą, aby wreszcie w jednym miejscu umieścić relacje i zdjęcia z wyjazdów, w których uczestniczyłem. W tym miejscu będę zamieszczał informacje ze swoich bieżących wycieczek, tych mniejszych i tych większych. Tytuł blogu, umieszczony powyżej nie bez powodu tak brzmi, bo rower to nie tylko rozrywka na niedzielne popołudnia, ale i świetny środek transportu do poznawania nowych miejsc. Świat postrzegany z rowerowego siodełka jest inny niż ten widziany przez szybę samochodu. Aby przekonać się o tym nie trzeba mieć formy zawodowego kolarza, ani drogiego roweru, wystarczy być otwartym i gotowym na przygody.

sobota, 1 września 2018

Może Morze Bałtyckie - (epizod przedostatni)

Zakończyliśmy podróż po polskim wybrzeżu. Startując, nie do końca wiedziałem czego się spodziewać. Po tych 7 dniach na rowerze mogę stwierdzić, że polskie morze jest ładne i zdecydowanie inne niż Adriatyk w Chorwacji. Przede wszystkim, u nas pogoda ma olbrzymie znaczenie. Temperatura i opady to jedno, ale wiatr istotnie wpływa na to jaka flaga będzie powiewać na polskiej plaży. My wybraliśmy kierunek z zachodu na wschód i przez większą część trasy wiał nam wiatr w plecy. Nasz całkowity dystans rowerowy zamknął się w 555km. Pierwszy raz mierzyłem ile to trzeba spalić kalorii żeby zrobić te 70-80km dziennie. I wyszło średnio 6130kcal na dzień. Tak bardziej obrazowo, to w moim przypadku wróciłem 3kg cieńszy. Nasza tras w większości wiodła po malowniczym szlaku R10 i trzeba przyznać, że ten trakt momentami jest słabo oznaczony. Pojawia niewiadomo gdzie, znika i znowu się pojawia. Ale jego różnorodność zaskakuje bo prowadzi po szutrze, polnych drogach, ścieżkach dla rowerów a niekiedy po lasach przy morzu- coś pięknego. Dlatego to już kolejna podróż, w której korzystaliśmy z odbiornika GPS (takiego nie w telefonie). Jak ktoś ma ograniczony czas na wakacje to, to jest świetna sprawa. Duże ułatwienie i możliwość wybierania wariantów trasy na bieżąco. Żeby nie było, parę razy i tak pobłądziliśmy. W tym roku nasze rowery wyjątkowo się spisały. Poza olejem do łańcucha i jedną trytytką mogliśmy niczego więcej nie zabierać.

To czego brakowało mi nad polskim morzem, to prysznica przy plaży, albo zwykłego kranika ze słodką wodą. To jest świetne rozwiązanie. No ale bez tego też sobie poradziliśmy. Codzienny prysznic z 1,5-litowej butelki wody i pranie na stacji benzynowej - da się. Ani razu nie spaliśmy na kwaterze, ani na polu namiotowym. Jesteśmy przeciwnikami płacenia za kawałek ziemi i tylko w wyjątkowych sytuacjach korzystamy z tego rozwiązania. Niektóre kempingi nad naszym morzem weszły na wyższy poziom i zaczęły wołać pieniądze od rowerzystów już nie tylko za namiot i osobę, ale i za rower - bez komentarza. Śpiąc na dziko, śpisz gdzie chcesz i nie masz problemu że jest gwarno, ani że ktoś Ci sprzęt podprowadzi. Jednym słowem wolność. Pierwotnie bałem się, że będzie problem z miejscówkami pod namiot, jak nad Adriatykiem, ale nic podobnego. W Polsce moim zdaniem ten problem praktycznie nie istnieje. Możesz rozbić się przy dzikiej plaży, albo odjeżdżasz 4km w głąb lądu i zawsze coś znajdziesz. Oczywiście wszystko w granicach rozsądku, bo nie rozbijesz się na chronionej wydmie. Jedynie czego mogę żałować z tego wyjazdu, to tego że nie poszliśmy na wydmy w Słowińskim Parku Narodowym i nie dotarliśmy na Westerplatte w Gdańsku. To wszystko jeszcze przed nami. Polskie morze nie leży na końcu świata. Infrastruktura kolejowa w naszym kraju pozwala dotrzeć na wybrzeże z dowolnego zakątka Polski. I ludzie faktycznie przyjeżdżają ze wszystkich województw. Największe zdziwienie było w Ustce. Pod sklepem zaczepia nas facet i mówi, że mieszka w Rzeszowie, na tym samym osiedlu co my, nawet w tym samym bloku, tylko 3 klatki dalej. Przyznajemy że nie kojarzymy tego sąsiada, ale On nas kojarzy z widzenia bo my zawsze na rowerach :D. Świat jest mały.

Poniżej mapa naszej rowerowej trasy. Dla czytelności pominęliśmy błąkanie się po miastach i wycieczkę po Trójmieście.

Magia pustego lasu.

Jezioro Czajcze - Woliński Park Narodowy.

Jedna z wielu miejscówek na dziko.

Większość plaż w popularnych miejscach wygląda w bardzo podobny sposób.

Pędzimy na Półwysep Helski.

Hel, początek Polski i koniec naszej trasy.