O blogu

Witam na blogu rowerowo-podróżniczym. Powstał on z myślą, aby wreszcie w jednym miejscu umieścić relacje i zdjęcia z wyjazdów, w których uczestniczyłem. W tym miejscu będę zamieszczał informacje ze swoich bieżących wycieczek, tych mniejszych i tych większych. Tytuł blogu, umieszczony powyżej nie bez powodu tak brzmi, bo rower to nie tylko rozrywka na niedzielne popołudnia, ale i świetny środek transportu do poznawania nowych miejsc. Świat postrzegany z rowerowego siodełka jest inny niż ten widziany przez szybę samochodu. Aby przekonać się o tym nie trzeba mieć formy zawodowego kolarza, ani drogiego roweru, wystarczy być otwartym i gotowym na przygody.

czwartek, 27 kwietnia 2017

Maska antysmogowa Dragon Sport rozmiar XL - opinia użytkownika (cz. II)

W tym poście mogliście przeczytać pierwszą opinię na temat tej maski. Sezon na jej użytkowanie praktycznie się skończył, więc pora prześwietlić temat do spodu. Poprzednio pisałem, że jestem zadowolony z tego produktu, teraz przeanalizujemy jak wygląda maska po kolejnych tygodniach użytkowania.

1.Ocena stanu maski.
Jak możecie zobaczyć na zdjęciu w tytule, aluminiowa blaszka u góry, dociskająca filtr do nosa, pękła na pół i teraz jest w dwóch kawałkach. Brak docisku powoduje, że zaciągam "lewe" powietrze od strony nosa i skuteczność maski znacznie spadła. Blaszka pękła, ponieważ w trakcie zakładania i zdejmowania maski, ten kawałek "amelinium" cały czas pracuje/wygina się. W skrócie mówiąc nastąpiło zmęczenie materiału i "krach !".
Na poniższym zdjęciu natomiast widać jak maska zaczyna się pruć. Wszytko przez to, że rzep zaciąga neopren i zaczyna go strzępić. Starałem się na to uważać, ale finalnie nie udało mi się, więc teraz wystają mi kołtuny nici.
Następna sprawa, to odklejenie się lamówki na bocznej siatce. Niby szczegół, ale nie powinno tego być w masce za 129 zł.
Poza powyższym, więcej usterek nie zauważyłem.

2.Ocena użytkowania.
Żeby nie było, że tylko krytykuję, to muszą napisać to szczerze: maska świetnie filtruje. W tym sezonie nie miałem ani razu kaszlu po jeździe na "świeżym" powietrzu. W badania producenta można wierzyć, albo i nie, ale ja widzę efekty na własnym organizmie, że jest lepiej i za to daję zasłużoną pochwałę. Poniżej na zdjęciu widać wszystkie warstwy jakie doszukałem się w zużytym filtrze. Jego wymiana w moim przypadku nastąpiła po 30 godzinach użytkowania (producent deklaruje wymianę w przedziale 20-50 godzin).

3. Co poprawiłbym w masce ?.
Ten punkt to pokłosie pierwszego punktu. Przede wszystkim wymieniłbym aluminiową blaszkę na stalową. Będzie sztywniejsza, bardziej wytrzymała i nie będzie się tak wygnać przy zakładaniu i zdejmowaniu maski. Kolejna rzecz, to obszyłbym krawędzie elastyczną lamówką i temat zaciągania przez rzep czy ciągnących się nici przestanie istnieć. Następny krok to obszycie istniejących lamówek na siatce. Fabryczne zaprasowania żelazkiem to za mało i w tej formie to się będzie odklejać.

4. Co z gwarancją i obsługą producenta/sprzedawcy ?.
W poprzedniej części testu pisałem, że pierwszą maskę Dragon Sport zareklamowałem po 2-uch tygodniach. Te wszystkie usterki, które opisałem w tym poście wydarzyły się już w drugiej sztuce, która była fabrycznie nowa. Wady jakie wystąpiły w pierwszym i drugim egzemplarzu są bardzo podobne. Według mnie producent nie przewidział, że ktoś będzie korzystał z maski dzień w dzień. Gdyby tak było zastosowałby inne rozwiązania zwiększające trwałość. A tak mamy bilans: 2 tygodnie dla pierwszej maski i 6 tygodni dla drugiej maski. To jest raptem dwa miesiące. Przepraszam bardzo, ale za tą cenę to jest mało. Myślę, że jakbym korzystał okazyjnie z tej maski, to nie miałbym w ogóle problemu. U większości użytkowników zaprezentowane wady pewnie nigdy nie wystąpią. Ja w sezonie grzewczym korzystałem z maski codziennie bo na osiedlu domków jednorodzinnych, przez które przejeżdżałem jak nie miało być smogu, to i tak był. Jak wiadomo w piecu węglowym świetnie palą się butelki PET i stare panele. 

Nie reklamowałem kolejny raz maski, bo bardzo ją lubię i po moich naprawach wg. punktu trzeciego, będzie ona wciąż spełniać swoją funkcję. Poprosiłem producenta o zwrot 40% wartości maski i zgodził się na tą propozycję. Uważam, że to było uczciwe posunięcie. W całym tym zamieszaniu, sprzedający za każdym razem bardzo profesjonalnie podchodził do problemu i na każdym etapie, poczuwał się do odpowiedzialności za swój produkt.

                                                               *   *   *

Podsumowanie
Podtrzymuję swoją ocenę, że jestem zadowolony ze skuteczności maski i z takiego zakończenia sprawy reklamacji. Patrząc globalnie na temat należałoby się zastanowić, czy to wszystko aby na pewno jest tyle warte. Gdybym korzystał z maski od święta, pewnie nie zaczęłaby się rozłazić i nie powstałby drugi epizod tej opowieści. A tak, mam rozszerzony podgląd w tym temacie. Czy konkurencja sprzedaje coś lepszego i trwalszego - nie testowałem, więc nie będę się wypowiadał. 

niedziela, 2 kwietnia 2017

Pogórze Rzeszowskie - Biała, Borówki, Błędowa Tyczyńska, Słocina

Rozpoczęliśmy już na dobre sezon rowerowy. Wraz z nami tysiące kleszczy w trawach i setki motocyklistów, którzy zgromadzili się dzisiaj na Podpromiu. Niesamowite jest obserwowanie kogoś starszego, kto uczy się jeździć na rolkach, przewraca się i wywołuje to w nim szczerą radość. Jesteśmy narazie bez formy, zapuszczeni po zimie. Tylko nasze rowery są sprawne, bo zużyte komponenty naprawiliśmy albo wymieniliśmy na nowe. Dlatego dziś bez szaleństw postawiliśmy na pagórki Pogórza Rzeszowskiego.


Wzdłuż Wisłoka, ścieżką rowerową pomknęliśmy na Białą- byleby tylko nie jechać rozkopaną ul.Sikorskiego.

Z głównej drogi na Dynów, gdzie był spory ruch, skręciliśmy na Borówki i rozpoczął się spokojny podjazd sięgający 14%.

Przyrodzie ewidentnie brakuje jeszcze wybarwienia.

Słońce dziś pięknie opalało - temperatura w cieniu sięgnęła 22°C.



W Borówkach skręciliśmy w lewo w kierunku Błędowy Tyczyńskiej i klimaty zrobiły się takie jak lubimy.
 
 Dojechaliśmy do stawów w Chmilniku i wytraciliśmy całą wysokość.

Ale żeby nie było za lekko, to do Rzeszowa wracaliśmy przez Matysówkę. I znowu był podjazd.

Widok na Rzeszów z perspektywy Słociny.

Naszą wycieczkę zakończliśmy w Parku Szafera na Słocinie. Gdy drzewa nie mają liści, to wtedy doskonale widać ile jest tutaj ptasich gniazd.

                                                               *  *  *
Przyroda dopiero zakwita, widać to po trawie i pąkach drzew. Na wybarwione zdjęcie, przyjdzie jeszcze poczekać. Jeśli ktoś nie przygotował swojego roweru do sezonu, to jest to najwyższa pora. Zapewne wiosna jeszcze pokaże swoje mokre oblicze, ale póki co trzeba łapać promienie słońca. Zmęczyliśmy się dzisiaj, choć trasa nie była wymagająca. Uwielbiamy jeździć po szutrowych drogach, z dala od zabudowań i natłoku samochodów. Wtedy ładują się nasze akumulatory. Mapka do naszej dzisiejszej trasy znajduje się poniżej. Życzymy wszystkim udanego sezonu.