O blogu

Witam na blogu rowerowo-podróżniczym. Powstał on z myślą, aby wreszcie w jednym miejscu umieścić relacje i zdjęcia z wyjazdów, w których uczestniczyłem. W tym miejscu będę zamieszczał informacje ze swoich bieżących wycieczek, tych mniejszych i tych większych. Tytuł blogu, umieszczony powyżej nie bez powodu tak brzmi, bo rower to nie tylko rozrywka na niedzielne popołudnia, ale i świetny środek transportu do poznawania nowych miejsc. Świat postrzegany z rowerowego siodełka jest inny niż ten widziany przez szybę samochodu. Aby przekonać się o tym nie trzeba mieć formy zawodowego kolarza, ani drogiego roweru, wystarczy być otwartym i gotowym na przygody.

niedziela, 29 maja 2016

Gorce i Beskid Wyspowy, tak po prostu (epizod przedostatni)


Pojechaliśmy na majowy weekend wypoczywać na rowerach. Och ! Co to był za wypoczynek. Powyższe zdjęcie, chyba najlepiej obrazuje naszą podróż. Mokre szlaki, kamienie, stromizny przekraczające 20% i kilometry pchania rowerów pod górę - to było to. Nawet, jak już wspięliśmy się na jakiś szczyt, to nie mieliśmy żadnej gwarancji, że będziemy cieszyć się swobodnym zjazdem. Zjechaliśmy na luzie, tak naprawdę tylko kilka kilometrów z Turbacza, cała reszta była po prostu wymagająca. Mimo to jesteśmy zadowoleni z wyjazdu i uważamy go za udany. Faktycznie przez trzy dni poruszaliśmy się po wytyczonych szlakach rowerowych i na większości z nich, jazda obładowanymi rowerami zakrawała o szaleństwo. Zdarzało się, że mijali nas rowerzyści na hardtail'ach z lekkimi plecaczkami i oni też musieli się pomęczyć. Wystające kamienie, lepkie błoto i przeorane leśne dukty przez drwali, sprawiają że jedynym rozsądnym rowerem wydaje się "full". Widzieliśmy kilku takich bikerów i ten teren jest stworzony dla nich. Oczywiście mogliśmy zrezygnować ze szczytów i ograniczyć się do poziomu po którym jeżdżą samochody. Pewnie byłby łatwiej, ale nie o to chodziło. Chcieliśmy sprawdzić się w trudnym terenie i to nam się udało. Jesteśmy bogatsi o wiedzę, że jak na mapie jest napisany dystans->1,8 km, z przewyższeniem -> 140 metrów, to należy to czytać jako 140 metrów przewyższenia na dystansie 0,4 km, a pozostałe 1,4 km po płaskim.
Podróż zakończyliśmy wczoraj wieczorem, tyle co uciekliśmy przed burzą. Przez cały wyjazd straszyły nas chmury, ale za dnia deszcz nas nie złapał. Padało w nocy z piątku na sobotę, ale dało się przeżyć. Rozbijanie namiotu na wzgórzu pozwala nie tylko zapomnieć o podmokłym gruncie, ale też dodatkowo jest cieplej niż w dolinach. Najniższa temperatura jaką odnotowaliśmy to +6,0°C - jak na śpiwór, to ciepło. Podczas całego wyjazdu ostro broniliśmy się przed kleszczami i innym robactwem. Zapryskaliśmy się Bros'em, na tyle mocno, że odstraszaliśmy też ludzi i zwięrzęta. Nie odnotowaliśmy jakiegokolwiek ukąszenia, ani pasożyta na gapę. Istnieje prawdopodobieństwo, że przez nasz zapach kleszcze przeniosły się w inny rejon Karpat.

Podsumowanie
Nie zrobiliśmy wszystkich górek, które chcieliśmy - nie szkodzi. Kiedyś tam wrócimy. Jeżeli ktoś nie jest harpaganem i chciałby sobie pojeździć po Gorcach, czy Beskidzie Wyspowym to niech nie wybiera szlaków, które idą przez szczyty gór. Niech się ograniczy do poziomu, na którym mieszkają ludzi. Wszystkiego co prawda nie da się wtedy zobaczyć, ale w tym też będzie jakaś satysfakcja.
Tytułem uzupełnienia - szlaki są dobrze oznaczone na drzewach i tabliczkach, ale mimo tego korzystaliśmy z map wydawnictwa Compass. To jest chyba najlepsza propozycja do nawigowania w tym terenie. Przemieszczaliśmy się po drogach/szlakach, które na mapie zaznaczone były jako najgorsze (przerywana cienka linia) i możemy potwierdzić z całą odpowiedzialnością - te drogi były najgorsze.

Poniżej trasa jaką pokonaliśmy na rowerach. Zdjęcia z wyjazdu pojawią się w następnych postach.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz