O blogu

Witam na blogu rowerowo-podróżniczym. Powstał on z myślą, aby wreszcie w jednym miejscu umieścić relacje i zdjęcia z wyjazdów, w których uczestniczyłem. W tym miejscu będę zamieszczał informacje ze swoich bieżących wycieczek, tych mniejszych i tych większych. Tytuł blogu, umieszczony powyżej nie bez powodu tak brzmi, bo rower to nie tylko rozrywka na niedzielne popołudnia, ale i świetny środek transportu do poznawania nowych miejsc. Świat postrzegany z rowerowego siodełka jest inny niż ten widziany przez szybę samochodu. Aby przekonać się o tym nie trzeba mieć formy zawodowego kolarza, ani drogiego roweru, wystarczy być otwartym i gotowym na przygody.

sobota, 15 października 2016

Kręcimy się pod Rzeszowem - Matysówka, Kielnarowa

Bądźmy szczerzy. Nie wszystkie nasze wycieczki odbywają się kilkadziesiąt kilometrów od domu, albo w sąsiednim województwie. Czasami wybieramy do eksploracji własne podwórko. Rzeszów, to świetna baza wypadowa na takie jednodniówki. Jak mamy ochotę pojeździć po płaskim, to lecimy na północ. Jak chcemy nieco górek, to obieramy kurs na południe. I faktycznie, my bez tych górek nie możemy żyć. Ci co mieszkają nad morzem to mają przerąbane, bo ciągle tylko te równiny (oni natomiast mogą mówić, że my to ciągle mamy pod górę ;). W wolne popołudnie, trochę przymglone, wybraliśmy się na Matysówkę, a później do Kielnarowej. Pięknej pogody na zdjęcia już nie ma, ale zawsze to okazja do ruszenia się za miasto.


Wycieczkę zaczęliśmy w centrum, dokładnie mówiąc "Pod Kasztanami".



Przez kładkę na Wisłoku i Zalesie dotarliśmy do bram Matysówki. Chociaż to dalej wieś, to furmanek tu nie ma, a krowy prawie wymarły. Teraz powstają tu szeregówki i ludzie chętnie odrolniają grunty.


Nie brakuje tu szutrów i zielonych terenów, ale ma się wrażenie, że w dalszej perspektywie powstaną tu luksusowe osiedla. Dlaczego luksusowe ?. Bo będą na górce, na obrzeżach miasta i w dodatku z bajecznym widokiem.


Do Kielnarowej i wojewódzkiej 878 dotarliśmy świeżutkim asfaltem. Było z górki, praktycznie bez samochodów. Kolarką poszedłby tu ładnie. Sezon ewidentnie zmierza do końca, bo nie spotkaliśmy zbyt wielu rowerzystów. Ominęliśmy Tyczyn bokiem i część robót drogowych na Białej. Kilka miesięcy temu odkryliśmy skrót przez tzw. Mokrą Stronę. Fajne rozwiązanie bo ulicą Sikorskiego ciężko się teraz jeździ. Rozkopy, brak pobocza, a aut ile było, tyle jest dalej.


Bokiem, bokiem wbiliśmy się w rejon ulicy Kwiatkowskiego. Po co tam ?. Na Google Earth dostrzegłem, że jest tutaj kładka nad strumykiem Matysówka. Nigdy tam nie byliśmy i nie mieliśmy pojęcia, że coś takiego w ogóle istnieje. Trzeba było koniecznie sprawdzić jak to wygląda na żywo.


Znaleźliśmy ją. Na ekranie komputera trudno dostrzec szczegóły. Praktyka pokazuje, że nie można sobie tam tak po prostu wjechać.


Dostanie się z rowerem na platformę było pryszczem. Zejście było w iście górskim stylu. Nie polecamy skracać sobie tamtędy drogi. Tak w ogóle, to tam z buta, bez roweru jest mega stromo i wąsko. Z rowerem jest o tyle gorzej, że kompletnie nie wiadomo jak opuścić w dół. Wiemy dlaczego nie odkryliśmy tego miejsca wcześniej - ono jest po prostu przekombinowane.


Na Żwirownie stamtąd jest już rzut beretem. Kiedy kończyliśmy tą 20-to kilometrową wycieczkę, chmury zaczęły się rozchodzić i świat nabrał innego koloru.

Podsumowanie
To nie jest już ten letni czas co był kiedyś. Chociaż przebijało się słońce, to faktycznie było zimno i musieliśmy się dobrze ubrać. Nie było warunków, aby rozłożyć karimatkę, posiedzieć i zamyślić się. Traska przyjemna, urozmaicona odnalezieniem kładki. Na Matysówce wybraliśmy szutrowy odcinek i gdyby go pominąć co jest w pełni możliwe, to spokojnie ta trasa nadaje się na wąskie kółka kolarki. Większość ludzi o jako-takim przygotowaniu połknie podjazd na Matysówkę bez najmniejszego problemu. Pozdrawiamy

Poniżej trasa naszej jednodniówki z przewyższeniami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz