O blogu

Witam na blogu rowerowo-podróżniczym. Powstał on z myślą, aby wreszcie w jednym miejscu umieścić relacje i zdjęcia z wyjazdów, w których uczestniczyłem. W tym miejscu będę zamieszczał informacje ze swoich bieżących wycieczek, tych mniejszych i tych większych. Tytuł blogu, umieszczony powyżej nie bez powodu tak brzmi, bo rower to nie tylko rozrywka na niedzielne popołudnia, ale i świetny środek transportu do poznawania nowych miejsc. Świat postrzegany z rowerowego siodełka jest inny niż ten widziany przez szybę samochodu. Aby przekonać się o tym nie trzeba mieć formy zawodowego kolarza, ani drogiego roweru, wystarczy być otwartym i gotowym na przygody.

piątek, 10 lipca 2015

Kaszkiet Team i słowackie Tatry - (Dzień 5-6)

W czwartek z Vernaru jechaliśmy dalej na południe. Rowerowanie zaczęliśmy ze znakiem drogowym "wzniesienie 12% przez 5 km". Kierowcy tirów zjeżdżający z góry mrugali nam światłami i machali, więc coś musiało być na rzeczy. I było. Podjazd był syty, w dodatku zrobiło się chłodno (było 15ºC), ale na szczęście nie padało. Dojechaliśmy do Telgaru i naszym oczom wysoko w górze ukazał się dzisiejszy cel - Kralova Hola 1946 m n.p.m. Podjazd na szczyt zaczyna sie w miejscowości Sumiac, która leży ponad 1000 metrów niżej. Zaczęliśmy podjeźdzać o 11.20. Po 2 godzinach stwierdziliśmy, że musimy przyspieszyć. Sabinka przekonała mnie do ukrycia bagaży w krzakach. Tak zrobiliśmy i na szczyt wjechaliśmy przed 15.00. Tłumów nie było, ale było wietrznie i widokowo. Na szczycie jest jakaś stacja nadajnikowa. Wygląda specyficznie i ewidentnie jest nadgryziona przez ząb czasu. Coś w niej buczy - czyli dalej działa. Przyznajemy, że na wierzchołku czuć już to górskie powietrze, a na okolicznych polankach hasa świstak na świstaku. Widoki ze szczytu są niepowtarzalne, widać Tatry Wysokie łącznie z całą doliną. Po zjedzeniu kanapki z pasztetem, ruszyliśmy w dół tą samą drogą. Bagaże udało nam się znaleźć dzięki naszej wskazówce zawieszonej na drzewie w postaci reklamówki. Niby każde drzewo inne, a wyglądają tak samo. Jeśli ktoś jest ciekaw nawierzchni na szczyt to w Sumiacku na podjeździe jest asfalt, późnie zaczyna się szuter i od 1400 metrów zaczyna się zniszczony asfalt. Wczoraj zapowiadali przelotne opady i te dopadły nas wieczorem po rozbiciu namiotu na Pustym Polu. Dziś przez lasy i wzniesienia dotarliśmy do Hrabusic, przedsionka Słowackiego Raju. Pod sklepem spotkała nas Cyganka, Pani Irena i zaprosiła do swojej cygańskiej chaty. Zaproponowała nam nocleg i poszliśmy w ciemno. Wzięliśmy od razu trzy noce. Sabina stwierdziła, że to "przypał" ale  jesteśmy dobrej myśli. A nóż widelec przełamane zostaną pewne stereotypy w naszych głowach.
P.S. Pokój jest nadwyraz urodziwy, ma 3 dywany, mnóstwo złotych zastaw i sztucznych kwiatów. Brakuje tylko jednego malutkiego szczegółu - gniazdka elektrycznego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz