O blogu

Witam na blogu rowerowo-podróżniczym. Powstał on z myślą, aby wreszcie w jednym miejscu umieścić relacje i zdjęcia z wyjazdów, w których uczestniczyłem. W tym miejscu będę zamieszczał informacje ze swoich bieżących wycieczek, tych mniejszych i tych większych. Tytuł blogu, umieszczony powyżej nie bez powodu tak brzmi, bo rower to nie tylko rozrywka na niedzielne popołudnia, ale i świetny środek transportu do poznawania nowych miejsc. Świat postrzegany z rowerowego siodełka jest inny niż ten widziany przez szybę samochodu. Aby przekonać się o tym nie trzeba mieć formy zawodowego kolarza, ani drogiego roweru, wystarczy być otwartym i gotowym na przygody.

niedziela, 12 lipca 2015

Kaszkiet Team i słowackie Tatry - (Dzień 7-8)

Stereotyp cygański został w naszych głowach... przełamany. O ile początkowo mieliśmy mieszane uczucia w sprawie tego noclegu, o tyle teraz nie mamy już żadnych obaw. Faktycznie, wielkość wynajętego pokoju przekracza rozmiar całego naszego mieszkania. W tej dzielnicy Hrabusic są sami Cyganie, ale nikt krzywo na nas nie patrzy, co niektórzy nawet się kłaniają na ulicy. Nasza gospodyni Pani Irena jest całkiem sympatyczną i wygadaną kobietą.
Podsumowując: Cyganie to nie tylko brudasy, żebracy i złodzieje jakich znamy, ale to także uczciwi ludzie, którzy uczciwie chcą zarabiać pieniądze. Nie można ich wszystkich mierzyć jedną miarą.
Wczoraj jak na urlop przystało budzik zadzwonił o 6.25. Zrobiliśmy kanapki i poszliśmy na Przełom Honradu. Bardzo ładny szlak z metalowymi podestami zawieszonymi na skałach. Ludzi wielu nie było. W połowie odbiliśmy na polecaną Klasztorską Roklinę i tu również nie zawiedliśmy się. Po 8 godzinach zakończyliśmy wycieczkę. Generalnie sezon turystyczny podobno ma się dopiero rozpocząć i wtedy do okolicy zjadą tłumy turystów. Dziś wybraliśmy się na Suchą Bele i te tłumy już się pojawiły. Szlak generalnie jest piękny. Idzie się wąwozem poprzecinanym podestami i stalowymi drabinkami. Całość dopełnia dźwięk płynącego strumienia i ludzie. No właśnie - ludzie. Co naród to lepszy. Pięcioosobowa rodzinka Czechów wybrała się z malutkim dzieckiem do wąwozu, bez jakiegokolwiek nosidełka. Dwójka starszych radziła sobie świetnie. Najmniejszego chłopczyka tatuś niósł na jednej ręce, a drugą wspinał się po pionowej drabinie. Najgorzej było jak drabinka zamieniała się w stromy gzyms z łańcuchem- brakowało wtedy ręki. Byli też Węgrzy, a w zasadzie grupa Węgrów. Dziamali głośno, śmiali się i uważali, że są zabawni, przeszkadzając wszystkim dookoła. Byli też Polacy, wypacykowani chłoptasie ze swymi laluniami. Ci to byli najlepsi, aż wstyd było się przyznawać, że to nasi rodacy. Nie dość, że towarzystwo jako jedyne paliło fajki i raczyło dymem wszystkich czekających na wolną drabinkę, to jeszcze chcą podkreślić jak trudny i wymagający to szlak, co szczebel używali epitetów "o k...a". W tym wielokulturowym, zabawnym i wygadanym towarzystwie po dwóch godzinach wspięliśmy się na szczyt Suchej Beli. Gwoli informacji: wstęp do Słowackiego Raju kosztuje 1,5€ za osobę. O ile Sucha Bela jest zadbana, o tyle na Przełomie Hornadu pływa trochę śmieci. Na szlaki najlepiej wychodzić rano, jak jest mało ludzi i nie ma tzw. hołoty. Kolejna rzecz, to warto spryskać repelentem odsłonięte części ciała bo lata trochę robactwa i koniecznie trzeba zabrać mapę. Słowacy mają ładnie poznakowane szlaki, ale te czasem się krzyżują i wtedy ciężko się połapać.
Kończymy etap Słowackiego Raju. Po południu zachciało nam się jeszcze bułeczek z sezamkiem, więc podskoczyliśmy po nie do najbliższego czynnego sklepu, oddalonego o 12 km w Spiskiej Nowej Wsi. Spędzamy ostatnią noc w naszym dostojnym pokoju i jutro powoli, aczkolwiek zdecydowanie kierujemy się na północ, w kierunku polskiej granicy. Pozdrawiamy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz