O blogu
Witam na blogu rowerowo-podróżniczym. Powstał on z myślą, aby wreszcie w jednym miejscu umieścić relacje i zdjęcia z wyjazdów, w których uczestniczyłem. W tym miejscu będę zamieszczał informacje ze swoich bieżących wycieczek, tych mniejszych i tych większych. Tytuł blogu, umieszczony powyżej nie bez powodu tak brzmi, bo rower to nie tylko rozrywka na niedzielne popołudnia, ale i świetny środek transportu do poznawania nowych miejsc. Świat postrzegany z rowerowego siodełka jest inny niż ten widziany przez szybę samochodu. Aby przekonać się o tym nie trzeba mieć formy zawodowego kolarza, ani drogiego roweru, wystarczy być otwartym i gotowym na przygody.
poniedziałek, 28 maja 2012
(Pa)górki południowej Polski - Dzień 10
Miało nie być dziś wiadomości, ale jutro śpimy długo, więc dlaczego nie. Pisanie z komórki ogólnie jest uciążliwe i czasochłonne, ale to jedyna możliwość zdalnego zamieszczania postów. Pamiętacie jak wczoraj pisałem o bajecznej miejscówce z widokiem na Tatry. Nie było tak bajecznie, bo w nocy temperatura spadła do +1°C, a rano wszystko zalane było "mlekiem" (mgła). Tak więc poranna sesja zdjęciowa odpadła. Ze Sromowców polecieliśmy zubierani do Czerwonego Klasztoru. Stamtąd wzdłuż Dunajca dojechaliśmy do Szczawnicy. Tradycją stało się już, że nasze obładowane rowery przyciągają uwagę, w szczególności Grześka przyczepka. W Szczawnicy nabyliśmy colę i zaczęliśmy podjeżdżać na Przehybe (1175 m n.p.m). To jak do tej pory nasz najtrudniejszy podjazd, choć i tak za namową miejscowych wybraliśmy najłatwiejszy wariant trasy. Spotkany rowerzysta powiedział, że ciężko wejść od Szczawnicy na tą górę z buta, a co dopiero wjechać na rowerze. Coś w tym prawdy może i jest, bo w końcówce podjazdu miałem dość i Grzegorz pomagał mi pchać rower. Autentycznie opadłem z sił, choć godzinę wcześniej zjedliśmy prawie 1 kg grochówki na dwóch. Jak człowiek nie ma "paliwa", to wtedy czuje jak jego organizm spala samego siebie. Po wdarciu się na Przehybe podjęliśmy trud jazdy na Radziejową (1261 m n.p.m) i udało się tam dotrzeć tuż przed zachodem słońca. Na tej górze jest drewniana wieża widokowa, z której rozpościera się widok na Tatry, Pieniny, Beskid Sądecki, Niski i Wyspowy. Namiot dziś rozbiliśmy po ciemku, gdzieś pomiędzy Rytrem, a Piwniczną Zdrój. O ile podjazdy kosztują nas mnóstwo czasu, tak na zjazdach nie próżnujemy. Dziś gdy zjeżdżaliśmy z gór po wąskich ścieżkach, zaliczaliśmy wywrotki. Czasami jest taka stromizna, że nie sposób utrzymać roweru czy przyczepki. Mam wrażenie, że na tych pagórkach sakwy i sprzęt lecą w zastraszającym tempie. No, ale nikt nie mówił, że będzie lekko. Dobranoc, życzcie nam ciepła.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz