O blogu

Witam na blogu rowerowo-podróżniczym. Powstał on z myślą, aby wreszcie w jednym miejscu umieścić relacje i zdjęcia z wyjazdów, w których uczestniczyłem. W tym miejscu będę zamieszczał informacje ze swoich bieżących wycieczek, tych mniejszych i tych większych. Tytuł blogu, umieszczony powyżej nie bez powodu tak brzmi, bo rower to nie tylko rozrywka na niedzielne popołudnia, ale i świetny środek transportu do poznawania nowych miejsc. Świat postrzegany z rowerowego siodełka jest inny niż ten widziany przez szybę samochodu. Aby przekonać się o tym nie trzeba mieć formy zawodowego kolarza, ani drogiego roweru, wystarczy być otwartym i gotowym na przygody.

czwartek, 24 maja 2012

(Pa)górki południowej Polski - Dzień 7

Znajomi śmieją się, że jestem stary i zwapniały, i coś w tym musi być. Z kostką od dwóch dni mam całkowity spokój, ale tym razem zawiało mi przepoconą szyję i jestem trochę zesztywniały. Strachu nie ma bo zabrałem tabletki na tą dolegliwość, która towarzyszy mi co jakiś czas. Po kilkunastu godzinach powinno mi przejść. Pierwsza noc na normalnym łóżku była dziwna, powiedziałbym że lepiej śpi mi się w namiocie, ale komfort łazienki i możliwość podładowania elektroniki jest mimo wszystko nie do przecenienia. Szóstego dnia podróży (wczoraj) tak na rozgrzewkę udaliśmy się do Doliny Kościeliskiej. Poza zwykłymi turystami były tłumy szkolnych wycieczek. Grupa za grupą przemieszczała się po dolinie, zakłócając szum płynących strumyków. Jako, że w tej dolinie nie brakuje jaskiń, postanowiliśmy odwiedzić trzy z nich. Bez wątpienia najwięcej emocji budzi Jaskinia Mylna. Całkowita ciemność, brak ludzi, zero komerchy, wąskie przejścia, chłód, łańcuchy- to jest to. Jeżeli nie macie klaustrofobii i jesteście sprawni to polecam ten zdrowy zastrzyk adrenaliny. Przed inną jaskinią (Smoczą Jamą) prawie straciłbym aparat. Weszliśmy po drabinie nad urwisko, położyłem aparat na ziemi i w pewnym momencie zaczął się turlać. Fuksem zawiesił się na pniu drzewa. Gdyby nie on- roztrzaskałby się o kamienie. Wczoraj wieczorem na naprawionych rowerach pojechaliśmy na Gubałówkę. Oczywiście mogliśmy wyjechać tam kolejką, ale nie byłoby tej zabawy. Przy resztce słońca nacieszyliśmy się widokiem Tatr i po bajorze dostaliśmy się na szczyt. W ciemności zaczęliśmy zjeżdżać do Zakopanego, po stoku narciarskim. Nie trudno się domyślić, że na mokrej trawie były wywrotki czy uślizgiwanie się roweru. Bez sakw nasze maszyny niesamowicie wyrywają do przodu- różnica jest ogromna. Dzisiaj miały być Tatry Wysokie z buta, więc wstaliśmy tak jak do roboty o 5,30 i pojechaliśmy busem do Łysej Polany. Stamtąd zaczęliśmy uderzać do Doliny Pięciu Stawów. Warunki jak dla mnie były przyciężkawe. O ile do poziomu lasu leżało trochę śniegu, przebijało się słońce i było znośnie, tak powyżej leżały już zwały mokrego śniegu, woda pakowała po szlaku i pogoda nie rozpieszczała. Kotłowały się nisko chmury, do tego wiatr i przelotne zimne deszcze - tak wyglądało nasze podejście koło Siklawy. Najgorsze były jednak nawisy zalegającego śniegu, w które trzeba było się wbijać. Na wszystkich stawach zalega jeszcze lód i mogę powiedzieć, że dziś więcej tam zimy niż wiosny. Dotarliśmy do schroniska przy "Piątce" (1672 m n.p.m) i to było absolutne maksimum co mogliśmy osiągnąć. Mieliśmy ochotę wejść wyżej, choćby w kierunku Orlej Perci, ale w tych warunkach byłoby to głupotą. Zawróciliśmy i zaczęliśmy schodzić. Byłem pewny, że nie uświadczymy tu szkolnej wycieczki, i co ?. Pomyliłem się !. Pani przewodnik na czele grupy, zapytała nas o warunki panujące przy pięciu stawach. Odpowiedzieliśmy jak jest i minęliśmy ich. Jak zobaczyliśmy tych uczniów to parsknęliśmy śmiechem, choć należałoby się przerazić. Chłopcy byli ubrani w krótkie spodenki i t-shirty, a dziewczęta miały na nogach baletki- pozostawię to bez komentarza, ale skomentuję ceny zakopiańskich busów. Ja wiem, że chłopy chcą zarobić, ale 10 zł za transport do Łysej Polany z Zakopanego to jest zdrowe przegięcie. Te ceny zaczynają sięgać absurdu, nawet przy obecnych cenach paliw. Alternatywą pozostaje tylko własny samochód i... płatny parking. W piątek śpimy do południa, odpoczywamy, suszymy graty, a ja leczę kark którego stan z każdą godziną poprawia się. Do Polski podobno idzie polarne powietrze, byleby wyeliminowało przelotne opady, które towarzyszą nam od dwóch dni. A żem się dzisiaj spisał ;) - Pozdrowienia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz